– Zwykle każdego dnia kilkaset osób zakłada w BIK konta. Na taką przepustowość przygotowany jest nasz system informatyczny – mówiła we wtorek Aleksandra Stankiewicz-Bilewicz z Biura Informacji Kredytowej. Podkreśla, że system poradził sobie ze znacznie większą liczbą zgłoszeń. – Było ich jednak tak dużo, że klienci musieli uzbroić się w cierpliwość – przyznaje.
Zainteresowanie produktami BIK nadal jest bardzo duże, dlatego informatycy Biura pracują nad dalszym zwiększeniem przepustowości strony – zapewniają w BIK.
Co BIK ma wspólnego z tym „wyciekiem”? Nic. Ma jednak narzędzia, które mogą ochronić nas przed nieuprawnionym wykorzystaniem tych danych, np. przed zaciągnięciem kredytu na nasze nazwisko.
Zamieszanie wokół PESEL i alert BIK
Biuro Informacji Kredytowej gromadzi informacje o wszystkich kredytach zaciągniętych w bankach i SKOK-ach. Aktualnie współpracuje też z 37 firmami pożyczkowymi. Jeśli ktoś chce wziąć pożyczkę, bank ma obowiązek sprawdzić jego historię kredytową w bazie BIK.
Niezależnie od tego czy pożyczka zostanie udzielona czy nie, w BIK pozostaje ślad. Dzięki temu po założeniu konta w BIK (można to zrobić przez internet lub we wskazanych wcześniej punktach), można aktywować tzw. alerty BIK, czyli ostrzeżenia.
BIK powiadamia SMS-em lub mailem, jeśli ktoś próbuje wziąć kredyt na nasze dane. Alert powiadamia za każdym razem, gdy w BIK pojawi się pytanie o naszą historię kredytową.
„Jeśli sami nie składaliśmy żadnych wniosków kredytowych, nic nie kupujemy na raty ani nie poręczaliśmy kredytu, to pojawienie się alertu może oznaczać, że ktoś próbuje wziąć kredyt na nasze nazwisko. Dzięki informacji z BIK i podjęciu właściwych działań mamy szansę szybko i skutecznie zareagować na niepokojące sygnały” – wyjaśnia BIK.
BIK właśnie rozpoczął promocję – zakładając konto w BIK do końca września, można aktywować bezpłatne alerty BIK na 12 miesięcy.
Odcięty od kredytów
We wtorek prezes BIK Mariusz Cholewa zdradził, że firma pracuje też nad rozwiązaniem, które w inny sposób może zapobiegać wyłudzeniom pożyczek. Chodzi o usługę o roboczej nazwie „credit freeze”, która ma być gotowa w ciągu roku.
Na czym ona polega? Klient, który nie chce brać pożyczek, będzie mógł zaznaczyć to w systemie BIK. Od tej pory wszystkie instytucje podłączone do systemu BIK (banki, SKOK-i, firmy pożyczkowe) nie będą mogły udzielić kredytu na jego nazwisko.
Jak przyznał Cholewa, rozwiązaniem zainteresowane są zarówno banki, jak i firmy pożyczkowe. – Żaden bank nie ma interesu, by udzielić kredytu, który później nie będzie spłacony. Nie ma też interesu, żeby udzielić kredytu komuś, kto się podszył, bo to później jest kłopot, również dla firmy pożyczkowej. To są wyłudzone pieniądze. Po wyjaśnieniu z policją ten kredyt jest zaznaczony jako fraud i jest stratą dla firmy – wyjaśnił Cholewa.
Podkreśla jednak, że uruchomienie systemu musi być poprzedzone kampanią edukacyjną. Blokada odetnie bowiem dostęp do wszystkich kredytów. – Nie wszyscy zdają sobie na przykład sprawę z tego, że towar kupiony w sklepie na raty zero procent też jest kredytem. Być może ktoś nie chce brać pożyczek, ale chciałby kupować w sklepie na raty
Bądź pierwszą osobą, która zostawi swój komentarz